IV   roboczy  batalion – Œredniakowo – 39 km

 

Ulokowany został w pobliżu III batalionu, na 39 kilometrze linii kolejowej. Obóz był ogrodzony, przy głównym wejœciu była wartownia. Trzon obozu stanowiły ziemianki dla 6 rot (kompanii), za nimi był areszt (gaubtwachta) i latryny. Kuchnia i warsztat gospodarczy znajdowały się z lewej strony, ziemianki d-cy batalionu, sztabu i oficerskie oraz amfiteatr ze scenš zajmowały tylnš częœć obozu.

Poniższy szkic ilustruje rozmieszczenie poszczególnych obiektów (ziemianek) IV batalionu.


 

 

 

Rys. Janusz Bohdanowicz „Czortek, Henryk Jabłuszewski „Pirat”


                   Wacław  Gilicki  – ur. 9.10.1924 r.  w Wilnie,

 

Gorzów 1948 r.

 

 
                                                             ps. „Gil”, zm. ok. 1987 r.

 

Wacek Gilicki pojawił się we wrzeœniu 1939 r.         w II klasie Gimnazjum im. Zygmunta Augusta                w Wilnie. Od razu zostaliœmy bliskimi kolegami.        Był on jedynakiem. Poprzednio mieszkał z rodzicami w Mołodecznie. Ojciec jego był zawodowym podoficerem 85 pułku piechoty. W Wilnie Giliccy mieli duży drewniany dom przy ul. Trwałej,                     w pobliżu ul. Plutonowej, gdzie mieszkałem. Byliœmy najbliżej siebie mieszkajšcymi uczniami z  klasy. W szkole

siedzieliœmy  w jednej ławce, chodziliœmy razem na ryby. Wacek był mistrzem w łowieniu uklejek. Byłem częstym goœciem w jego domu, a on w moim. Przebrnęliœmy razem przez II i III klasę. Wybuch wojny sowiecko-niemieckiej przerwał naszš edukację. Wtedy ja rozpoczšłem pracę                 w warsztatach samochodowych HKP, a Wacek wybrał jakiœ inny sposób ratowania się przed wywiezieniem na roboty do Rzeszy Niemieckiej. PóŸniej byliœmy w partyzantce: on u „Szczerbca” (ps. „Gil”), ja w OR KO jako „Zawisza”. Spotkaliœmy się dopiero w Miednikach. Do Kaługi dotarliœmy oddzielnie, ale tutaj parę razy spotkaliœmy się. Po wysłaniu do lasu na „truda-front” (front pracy) nie widzieliœmy się. Dopiero w lutym 1945 r. moi rodzice przekazali mi jego adres. Dzieliło nas zaledwie 12 km. Nawišzaliœmy korespondencję, której plonem było 10 jego listów, pełnych humoru i swady.             W listopadzie 1945 r. nasz batalion przeniesiono na 39 km. Znowu mogliœmy się widywać. Po przekroczeniu granicy, od Białej Podlaski, trzymaliœmy się            z Wackiem zawsze razem. Razem wyruszyliœmy do Poznania, a potem                 do Gorzowa, gdzie zupełnie przypadkowo spotkaliœmy mojš Mamę wychodzšcš z porannej mszy. W pierwszych dniach pobytu w Gorzowie Wacek mieszkał u mojej rodziny. PóŸniej przeniósł się do swego kolegi Wilka Łapczyńskiego. W latach 1946-48 chodziliœmy razem do Liceum Handlowego, gdzie zdaliœmy egzamin maturalny. Wacek dostał się                   na Akademię Handlowš w Poznaniu, dlatego kontakty stały się rzadsze.           W czasie studiów Wacek przeszedł poważnš operację, po której pozostała mu tylko częœć żołšdka. Bardzo  wtedy cierpiał, poznał działanie morfiny jako œrodka znieczulajšcego ból, ale i jako œrodka odurzajšcego. Po jednym piwie był już zamroczony. Po  studiach osiedlił się z żonš w Międzyrzeczu, gdzie pracował w banku. Widywałem go od czasu do czasu, najczęœciej podczas moich służbowych wyjazdów do Międzyrzecza. W latach osiemdziesištych dowiedziałem się o jego tragicznej œmierci.

 

 

 

F r a g m e n t y    l  i s t ó w   W a c k a

 

8-10.09.44     

Moja Mamusia pisała, że długo nie odzywałeœ się. Teraz dostałem Twój adres            i piszę do Ciebie œwiętoszku. W jakim jesteœ batalionie, na którym  kilometrze? Ja   w IV-tym na 39 km. Urzšdziłem się œwietnie. Na jesieni trochę wagonów, potem           w „nariadzie” (dyżur) na kuchni, następnie „dniewalny”, znowu „pokiwałem” (popracowałem) kilkanaœcie dni i stałym „dniewalnym” w rocie.

27.06.45       

Jak widzę u was jest gorzej. U nas tylko jedna rota „staryków”, reszta to młodzi, przeważnie z Wilna. Obok mnie leży Gizel (Gizelewski), Cywa  (Cywiński), Bohdanowicz, kilku kolegów  z Mołodeczna i z Wilna. Chyba cała Łosiówka jest        u nas. Jest Czesiek Ławrynowicz i wielu  z Zygmunta Augusta. Naszš rotę od 10 bm. rozbili po innych, bo liczyła już tylko 80 ludzi i połowa sami „majstrzy”, którzy nie chodzš do roboty. Zbyszek Pietkiewicz wrócił do domu, jest bez ręki.

6.07.45        

Z lasu „zdjęli”, pracuję teraz przy reperacji dróg, czyli zbieram poziomki. Zdaje się jednak, że pójdziemy na „ wynoskę” drewna z lasu.

16.07.45      

Przyjeżdżał do nas jeden facet z Wilna, więc posłałem przez niego kartkę, a teraz przyjechał ze słoninkš. U nas chłopcy otrzymujš moc paczek,   przywożš je koniem (z poczty). U nas chłopcy majš spółki, po dwóch, trzech  lżej się żyje. U nas był facet, który u Was mówił o naszym wyjeŸdzie. Pytali go (wykreœlenie – ingerencja cenzora). Chłopaki wykonujš tylko pół normy, wzięto naszš rotę, mimo należnego odpoczynku. Wierzę w nasz wyjazd. Nawet jak nie będę miał polskiego adresu rodziców, zapiszę się do Polski, bo jeœli podam Wilno, to oni coœ wymyœlš i znowu wylšdujemy w jakimœ lasku lub innej pracy.  

23.07.45      

U nas temat jest tylko – wyjazd, chociaż ja nie mogę w to uwierzyć. Wszystkich gnajš do pracy, aby wypełnić plan, nawet cieœli, kowali, zdrowych „dniewalnych”       i innych funkcyjnych, którzy nie chodzili do lasu. Ja natomiast na odwrót zostałem „dniewalnym” – mam wrzód, stworzyłem  takš atmosferę, że zostałem zwolniony  od lasu na dłużej. Chłopcy na „grandę” szykujš się do wyjazdu: szyjš chlebaki, kociołki i inne rzeczy. 

5.08.45        

U nas ostatnio słabo z listami. Nim dostaniemy sš one przed tym lekturš. Pisz więc przenoœniami lub w ogóle nic takiego nie pisz. Od 15 nie pracuję, codziennie zjadam masę jagód, czasami chodzę na grzyby. Szkoda, że nie ma do nich kartofli,      z którymi jest gorzej, młode sš bardzo drogie. A teraz radzę, jeżeli „namacasz” jeża, to wal go w łeb, nieœ do ognia i smal jak œwinię. Skórka smalona, zupełny zapach       i wyglšd wieprzowiny. Tak chcę Ciebie ujrzeć, myœlę, że cholernie się rozrosłeœ, bo ja cherlak, tylko żaden czort  mnie nie bierze. Jak wrzód wyskoczy – to ino na korzyœć.

16.08.45       

W naszej ziemiance nikt nie œpi, gdy zgaœnie œwiatło, a nawet przy  nim, miliony pluskiew po narach, belkach spaceruje, pchły skaczš, a myszy drapiš                       po kociołkach. Wszystko to głodne, drapieżne i odważne. Czy u Was teraz ta cholerna –  jak nasz sierżant Ukrainiec mówi – „ bałanda”? 

Nie rozumiem waszej cholernej pracy. U nas gdzie by nie pracował, każdy nazbiera jagód i grzybów.  Czesiek Cywa ma zamiar odejœć.

8.09.45        

Myœlałem, że  „zerwałeœ się” (uciekłeœ), bo u nas już sporo „posapało”. U nas nikt głodny nie chodzi. Chodzimy na pyrki, odżywiamy się nieŸle. Na wyjazd kładę „pałeczkę”, bo oni dwa razy takš położyli na nas. Zrywać  się (uciekać) nie myœlę,  bo wiem, że nie wytrwam. Bez szans trudno zajœć,  żebyœ wiedział co za różne wypadki u nas z tym były.

17.09.45      

Chłopcy z przemówień œmiejš się. Politruk pyta: sš pytania? Było zimno,  więc jeden pyta, jaka dzisiaj temperatura? Jednym słowem humor jest  i wałek                 na wszystko. Wczoraj z powodu złej pogody odwołano koncert. Mamy fantastycznych komików, znajš ich w całej okolicy, orkiestra też najlepsza.             Jak żałuję, że Ciebie Janusz nie ma tu z nami.

                              

Grupa naszych chłopców przed samochodem Zis-5, jakimi zwożono drewno z lasu. 

 Dwoje małych dzieci prawdopodobnie któregoœ z sowieckiej kadry.

(Zdjęcie z ksišżeczki W.Czarneckiego  Kresowe losy).

          Stanisław  Golda –  ur. 30.07.1926 r., Puzele,  woj. wileńskie,

                żołnierz IX Brygady

 

 
Rozbrojony w Puszczy Rudnickiej 19 lipca 1944 r. wraz ze znacznš częœciš swego oddziału. Do obozu        w Miednikach doprowadzony 20.07. 44 r. Z  Miednik

wywieziony 28.07.1944 r. pierwszym transportem        ze stacji kolejowej   Kiena. 

W wagonie było 45 osób, drzwi zostały zadrutowane              oraz obsadzone uzbrojonš eskortš. W czasie  transportu   panowały   warunki   uwłaczajšce   godnoœci   ludzkiej. Racje

żywnoœciowe głodowe – dwa suchary i pół œledzia solonego. W lipcowe upalne dnie dawano na 45 osób 1 wiadro wody,  nie przegotowanej, w czasie deszczu łapaliœmy  deszczówkę, by zaspokoić zapotrzebowanie organizmu na płyn. Czasem udawało się uprosić wartownika, najczęœciej za zegarek, jeżeli któryœ z kolegów miał i zgodził się go oddać, o podanie wiadra wody. Raz dziennie byliœmy wypuszczani                      z wagonów celem załatwienia spraw fizjologicznych. W końcu wielu zachorowało na krwawš dyzenterię, a więc częsta biegunka. Załatwiano się przez wysoko umieszczone okno, stojšc na ramionach kolegów. W czasie transportu, nocš, zdarzyła się, jeszcze na terenach Polski, przed Smorgoniami, udana ucieczka.

            Do Kaługi dojechaliœmy 5.08.44 r. Zostałem przydzielony do IV batalionu. Po odmowie przez wszystkich żołnierzy przysięgi według sowieckiej roty wysłano nas do  wyrębu lasów za Moskwę. Mieszkaliœmy w ziemiankach, wykonanych przez nas samych. Warunki mieszkalne były skandaliczne. Nie było żadnego posłania, prycze były z dršgów, czasami wysłanych gałęŸmi œwierkowymi. Szybko rozmnożyły się insekty: pchły, pluskwy i wszy. Te ostatnie były oficjalnie zwalczane (przeglšd „na W”  i odkażanie w „prażyłce”), na pluskwy i pchły nie zważano. Praca w lesie była katorżnicza. Norma pracy z 2,5 m3 drewna na dwie osoby wzrosła                      do 12 m3 dziennie. Bardzo często po nocnym ładunku wagonów rano zmuszano        do pracy przy wyrębie lasu. Wyżywienie przy tak ciężkiej pracy było niewystarczajšce, dotkliwy był brak tłuszczów. Zimš 1945 r. odzież była tak zniszczona, że do pracy do lasu wychodziło około 20 % stanu osobowego. Chorzy lub okaleczeni, majšc względnie całe ubranie, oddawali je zdrowym, aby ci mogli iœć do pracy. Latem 1945 r. nasiliły się ucieczki. Po złapaniu uciekinierzy poczštkowo byli sšdzeni, póŸniej wracali do pracy. Zdarzył się tragiczny przypadek. Kiedy jeden z uciekinierów po kilkakrotnych próbach ucieczki, został złapany, dowódca roty na oczach prawie całego batalionu zastrzelił go bez żadnego wyroku   i sšdu.  W końcu  1945 r. nastšpił wyjazd   do Kirowa,  gdzie  dostaliœmy angielskie

 
wojskowe płaszcze, koszule  i kamasze.  W  Kirowie przebywaliœmy około 2 tygodni, spędziliœmy                 tu    œwięta   Bożego   Narodzenia.    Dnia   11.01.46  r. 

 przekroczyliœmy granicę  w  Terespolu, gdzie  przejęli  nas  żołnierze  Ministerstwa  Bezpieczeństwa Publicznego.

Pamištkowy pierœcień wykonany dla Stanisława  Goldy

 
 W Białej Podlasce wydano nam zaœwiadczenia. Moje nosi nr 1085 z datš wydania 13.01.46 r. 18.01.46 r. dotarłem do Myœliborza, gdzie była już moja rodzina repatriowana z powiatu Mołodeczno.

                          

 

 

 

Fragment listu Wacława Walukiewicza do Okręgu Wileńskiego ŒZŻAK:       

Sprawa dotyczy ewidentnego mordu dokonanego przez oficerów kierujšcych łagrem w lesie, w Korobowskim rejonie, w pobliżu wsi Malejcha i Œredniaki, dokonanym na łagierniku dnia 1 maja 1945 r. Nazywał się on Józef Złotkowski, pseudonim „Ogórek”. Był żołnierzem AK. Rozbrojony w 1944 roku  i wywieziony do Kaługi, a następnie do lasu w w/w rejonie. Józek  z drugim kolegš biegli do lasu. Oficerowie pobiegli za nimi wzywajšc do powrotu. J.Złotkowski zatrzymał się i sam wracał z podniesionymi rękoma do góry. Przyprowadzili go do łagru i wtedy jeden z oficerów sowieckich strzelił          do niego z bliskiej odległoœci. Następnie podbiegł drugi oficer – tylko oficerowie mieli przy sobie broń – strzelił do leżšcego na ziemi J.Złotkowskiego, który już nie dawał znaków życia. Co zrobili  z ciałem,             nie wiem44.


Zenon   Sarnecki  –  ur. 1.01.1920 r.  w  Wilnie

 

Żołnierz Garnizonu Wilno i 3 Brygady „Szczerbca” AK Okręgu Wileńskiego. 16 lipca 44 r. przebywał oficjalnie w Wilnie na podstawie zezwolenia sowieckiego gen. Czerniachowskiego, mimo to został aresztowany i osadzony w Miednikach. W czasie rewizji przed wyjazdem             z Miednik ocalił jedynie medalik  z łańcuszkiem, resztę skonfiskowano. 29.07.44 r. załadowany został wraz z innymi na stacji kol. Kiena do wagonów towarowych. Warunki podczas transportu okreœla jako tragiczne. Przyjazd        do Kaługi nastšpił 5.08.44 r. Przydzielony został do 1 plutonu 2 kompanii                  w II batalionie, który był zlokalizowany  w „nowych koszarach” (garaże          po czołgach). Pluton liczył 35 ludzi. W batalionie były cztery roty (kompanie). W czasie szkolenia wojskowego przechodził musztrę                        i szermierkę (walka na bagnety). Do złożenia sowieckiej  przysięgi  przygotowywano na tzw. „politzaniatiach”. Znane mu były  przypadki wzywania

przez służby specjalne na przesłuchania, z których przesłuchiwani najczęœciej        nie wracali do swojej jednostki. Wykonywał  w Kałudze prace pomocnicze: przynoszenie cegieł z miasta, zamurowywanie drzwi w garażach – sypialniach, remonty   w „Ispałkomie”, oddelegowanie    do zakładów pracy („Pałatnianyj Zawod”). Wspomina, jak na rozkaz dowódcy roty demontowali nocš słupy elektryczne, użyte póŸniej do budowy umywalni w koszarach.                          Od paŸdziernika 44 r. do czasu wyjazdu do pracy  w lesie był włšczony            do    plutonu   narciarzy, których instruktorem był dr M. Pimpicki. Z plutonu miano wyłonić reprezentację pułku w zawodach narciarskich.

Do pracy w lesie przybył 24.12.44 r. Był w IV batalionie na 37 km, koło miejscowoœci Œredniakowo. Poczštkowo pracował przy wycince lasu, załadunku drewna, a następnie jako „piła-tocz” (ostrzenie pił)  i w końcu jako mechanik obsługujšcy agregat do oœwietlania. Agregat pršdotwórczy obsługiwał z kolegš Z. Christš (ps. „Mamut”). W marcu 1945 r. dostał obustronnego zapalenia płuc i dostał się do szpitala w Jegoriewsku. 13 lipca 45 r. został zwolniony na urlop zdrowotny do Wilna. W sierpniu został            tu zatrzymany przez KGB, na ul. Piłsudskiego. Stšd uciekł do Polski.

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Zaœwiadczenie z pieczęciš jednostki wojskowej nr 36990,
 wystawione na nazwisko „Sarna Zenon” (pod takim nazwiskiem występował Zenon Sarnecki).

 

 

 

Zdzisław  Christa  – ur. 25.04.1925 r.  w  Lidzie,

     żołnierz 3 Brygady „Szczerbca”, ps. „Mamut”

Do obozu w Miednikach zgłosił się sam, ponieważ uznał to za lepsze rozwišzanie niż pozostanie w Wilnie, gdzie los polskich partyzantów był niepewny. Podczas rewizji przed wyjazdem nie udało mu się niczego „nielegalnego” zachować. Jako datę załadowania do wagonów w Kienie podaje 4.08.44 r. Liczbę wagonów w transporcie okreœla na około 30.  Warunki przewozu do Rosji: dotkliwy brak wody, bardzo ograniczone wyżywienie, brak możliwoœci załatwiania potrzeb fizjologicznych.                   W ostatecznoœci dokonywano tego przez wysoko umieszczone okienko wagonu. Jak słyszał, w trakcie takiego „załatwiania się” w okolicach WiaŸmy został zastrzelony przez konwojenta jeden z naszych chłopców. Dokładnej daty przybycia do Kaługi nie pamięta. W czasie ewidencji podał się                   za Zdzisława Mamuta i pod takim nazwiskiem tam figurował. Został przydzielony do batalionu ckm-ów, do drugiej kompanii. Pluton liczył             50 żołnierzy, w kompanii były trzy plutony. Iloœci batalionów nie pamięta,          ale prawdopodobnie było ich 4. Jego batalion umieszczono w nowych koszarach („białych”), tj. po dawnych garażach. Szkolenie wojskowe obejmowało poza musztrš naukę o broni, szermierkę i zajęcia polityczne.        Po pewnym czasie uczono w kompaniach  roty przysięgi wojskowej. Chłopcy pytali, ile razy przysięga żołnierz. Powiedziano im, że jeden raz, a więc już takš przysięgę złożyliœmy – odpowiadali nasi. I w ten sposób nie doszło        do jej złożenia. Rozpoczšł się okres różnych prac, jak noszenie cegieł, odbudowa pomieszczeń „Wojenkamatu”, prace w fabryce papieru koło Kaługi. Wreszcie wyjazd do prac leœnych. Zdzisław wyjechał w drugim rzucie, tj. 24.12.44 r., do IV batalionu koło miejscowoœci Œredniakowo.           W pierwszym okresie, tak jak większoœć naszych chłopców, był zatrudniony przy wyrębie lasu. Po wykonaniu instalacji elektrycznej w ziemiankach obsługiwał agregat pršdotwórczy. Następnie został odkomenderowany                  do pracy w cywilnej firmie w Œredniakach jako mechanik samochodowy. Warunki bytowania były bardzo prymitywne – brak jakiejkolwiek poœcieli, niewystarczajšce jedzenie, pluskwy i pchły, zaziębienia, œwierzb i wypadki      w pracy. Jego partner od piły, Heniek Surowiak, wskakujšc do jadšcego pocišgu stracił nogę. Niektórzy podejmowali próby ucieczki. W przypadku złapania groziły wieloletnie wyroki obozu pracy. Zdarzył się i gorszy przypadek. Kiedy złapano naszego chłopca (ps. „Ogórek”), został                        zastrzelony przez d-cę l kompanii (sowieckiego oficera) na oczach zebranego w tym czasie przed koncertem prawie całego batalionu.

W połowie grudnia 1945 r. nastšpił  wyjazd z lasu, przez Moskwę         do Kirowa, gdzie  Zdzisław wraz ze Zbyszkiem Daszkiewiczem obsługiwali lokomobilę wytwarzajšcš pršd  oraz pompę do wody i z tego powodu jako jedyni przyjechali do Polski z nieobciętymi włosami na głowie. Wyjazd            z Kirowa nastšpił 4.01.45 r. W końcu była Biała Podlaska, gdzie wystawiano zaœwiadczenia Urzędu Bezpieczeństwa. Ludnoœć Białej Podlaski zgotowała wspaniałe przyjęcie, dzielšc się, „czym chata bogata”!

 

Grupa żołnierzy IV batalionu.

Pierwszy od prawej Marian Kwieciński  (żołnierz  l Brygady „Juranda”)
                                                      

 

 

 

Żołnierze IV batalionu

 

 

 

.

 

Od lewej: Stanisław Szarycz, Janusz Bohdanowicz i Wacław Dziekciarewicz

 

 

 

Od lewej: Janusz Bohdanowicz  (7 Brygada „Wilhelma”)                              

i Antoni Zdzisław Sykuła  (Garnizon m.Wilna)

 

 

 


* Zdjęcia na str. 196-197 pochodzš ze zbiorów Janusza Bohdanowicza.

Jerzy Jan  Ossowski – ur. 20.04.1922 w Wilejce,

        żołnierz 3 Brygady „Szczerbca”, ps. „Osa”

 

Pochodził ze starej szlacheckiej rodziny herbu „Dołęga”, dokumentu-jšcej się od XVII w.

         W 1939 r. był uczniem II klasy Liceum im. H.Sienkiewicza w Wilejce. Egzamin maturalny złożył w 1941 r. już w sowieckiej 10-latce. Działalnoœć konspiracyjnš rozpoczšł w 1939 r. jako harcerz Kresowej Drużyny Żeglarskiej. Od listopada 1943 r. był żołnierzem 3 Brygady „Szczerbca”. Przed operacjš „Ostra Brama” został dowódcš drużyny saperskiej, a po tej operacji dowódcš plutonu ckm. 18 lipca 44 r. został aresztowany. Trafił            do obozu w Miednikach, a stšd do Kaługi, gdzie został przydzielony                     do IV batalionu ckm. Po odmowie złożenia sowieckiej przysięgi wywieziono go do prac leœnych w IV roboczym batalionie.

Do kraju wrócił w styczniu 1946 r. W 1950 r. ukończył studia                    na Akademii Handlowej w Szczecinie. Tam też pracował jako rewident              w Zwišzku Spółdzielczoœci Pracy.

Jeden z najaktywniejszych działaczy w œrodowisku byłych żołnierzy AK, ostatnio prezes Okręgu ŒZŻAK w Szczecinie.             

 

 

Od lewej: Jerzy Ossowski, Juliusz Uszko (autor rysunków), Romuald Sienkiewicz

 


 
 
Ilustracje ze zbiorów Jerzego Ossowskiego

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Władysław Pieracki „Pirat”. Rys. J.Uszko                  Romuald Sienkiewisz „Orda” z Wilejki

                                                                         

            

Jerzy Ossowski w rysunkach Juliusza  Uszki  wykonanych na kartkach  pocztowych:                latem w furażerce                                                  i w czapce zimowej

Jan Budzicz – ur. 20.02.1926 r. w Gończarach,
pow. Baranowicze, woj. nowogródzkie

 

Pole tekstowe: Fot. 1947 r.W Kałudze wcielono nas do 361 zapa­so­wego pułku piechoty Armii Sowieckiej, traktujšc nas jako obywateli Białoruskiej Republiki. Po krót­kim szkoleniu zażšdano zło­żenia przy­sięgi na wier­­noœć ZSRS – po odmowie wszystkich żołnierzy AK zostali­œmy wywiezieni do lasów pod Moskwš do cięż­kiej, niewolniczej pracy przy wyrębie lasów. Mieszkaliœmy w ziemiankach wykona­nych przez nas samych, a do czasu ich zbu­dowania spaliœmy w szałasach z gałęzi œwierkowych. 

Wyżywienie było głodowe. Chleb był z reguły mokry i ciężki jak glina. Po posił­kach byliœmy głodni, póŸniej nasze zasadnicze posiłki uzupeł­nialiœmy kupowanymi lub kradzionymi z pól ziemniakami. Praca trwała od œwitu do nocy, szczególnie dla niewykonujš­cych norm pracy, która z poczštkowej 4 m3 na piłę (2 osoby) wzrosła do ponad 10 m3. Ja należałem do słabych fizycznie i często z pracy wracałem póŸno (ok. 20-tej), to zale­żało od nadzo­rujšcego sierżanta (podoficera) sowieckiego. Jeszcze cięższš pracš był załadunek wagonów. Grupa oœmioosobowa ładowała duże pulma­nowskie wagony, ładowano dwumetrowe kloce przy nieraz bardzo wysokim położeniu wagonu. Pamiętam taki ciężki załadunek w nocy z 24 na 25 grudnia, kiedy trwał on wiele godzin, tylko sowieccy sierżanci zmieniali się, a my bez posił­ków, napoju musieliœmy pracować. W następ­nym dniu, 26 grudnia, zachoro­wałem, miałem biegunkę i wysokš tempera­turę, nadzorujšcy sierżant Kirpota (Tatar) zmuszał mnie do wyjœcia do pracy, kiedy odmówiłem, zgłosił d-cy batalionu mjrowi Bułhakowi, który kategorycznie rozkazał iœć do pracy.

Latem 1945 r. nasiliły się masowe ucieczki, mój partner od piły namawiał mnie do podjęcia takiego kroku. Byłem jednak bardzo osłabiony i wiedziałem, że nie sprostam takiemu wysiłkowi. On uciekł w połowie sierpnia 1945 r., do dzisiaj nie wiem, z jakim rezultatem. W styczniu 1946 r., po przemundurowaniu nas w angielskie sorty mundurowe, dowieziono nas do Terespola, gdzie sowiecka eskorta przekazała nas polskiej bezpiece. W Białej Podlasce wydano nam odpowiednie zaœwiadczenia, otrzymałem je datowane 11 stycznia 1946 r. Rozjechaliœmy się po całym kraju. Ja trafiłem do Gdyni, gdzie zatrudniłem się w Straży Morskiej. Moja rodzina nadal mieszkała w Lidzie (na Białorusi).

Dnia 24.04.46 r. zostałem skierowany do służby wojskowej. Tutaj stałem się obiektem zainteresowania oficerów informacji, którzy przesłuchi­wali mnie na okolicznoœć mojej działalnoœci w AK, a następnie oskarżono mnie o współpracę z bliżej nie znanš mi organizacjš niepodległoœciowo-kontrrewolucyjnš pod nazwš „Zielona trawka”. Po zwolnieniu z wojska przez dłuższy jeszcze czas byłem przesłuchiwany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. W końcu po latach mogłem normalnie żyć, jak każdy obywatel.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powrót  do  kraju

 

            Końcowy okres pobytu w lasach podmoskiewskich przedstawił            w swoich wspomnieniach Zygmunt Czernik,  ps. „Stefan”:45

Nastšpił trzeci ze wspomnianych okresów pobytu naszego w tym raju. Charakteryzuje się on dalszym rozluŸnieniem, chociaż cišgle jeszcze obowišzuje dyscyplina,  odbywajš się apele, pracujemy w dalszym cišgu „na normę”, wyżywienie tak samo nędzne jak dotšd itd. Pozornie bez zmian, a jednak [...] „czuć powiew wolnoœci”. Humory się poprawiły, ale wzrosła niecierpliwoœć czekania. Aż – póŸnš jesieniš, kiedy zaczynał już padać œnieg – wybuchło! Przed wieczornym „adbojem” zarzšdzili zbiórkę. Uszeregowali nas w ziemiance wzdłuż prycz i „kamandir” oœwiadczył, że następnego dnia  – odmarsz do Sieriebriakowa – tam do wagonów
 i do Polski. Ale każdy musi złożyć pisemne oœwiadczenie [...]: „Ja – takoj to a takoj żełaju jechat’ w Polszu”. Kto chce zostać na stałe [...]nie składa żadnego oœwiad­czenia.  Termin składania i nieskładania – do „adboju”, to znaczy do godz. 9-tej.

Ogarniała nas niezmierna radoœć – nareszcie... A jednoczeœnie wielu wpadło w panikę: co robić? Dali nam zaledwie parę godzin czasu, a tu prawie nikt nie ma skrawka papieru, pisać po rosyjsku nie umie nikt, no może ze dwóch [...]. Normalnie kwitł handelek papierem listowym. Ci, którzy go mieli, bo im go przysłano z domu, cięli na kawałki wielkoœci dwóch dłoni i sprzedawali po ustalonej cenie. Taki arkusik to 10 rubli lub obiadowa porcja chleba. Teraz dopiero okazała się koleżeńska solidarnoœć. Byli i tacy co mieli papier, cięli go na kawałki i rozdawali za darmo. Starczyło dla wszystkich. Znalazł się i chemiczny ołówek, bo tylko takim wolno było pisać. Ja i drugi kolega umiejšcy pisać po rosyjsku usiedliœmy przy czymœ w rodzaju stolika, ustawiła się kolejka i do „adboja” wszyscy mieli oœwiadczenie gotowe. Oddaliœmy je „kamandirowi”. WyraŸnie widać było złoœć i zawód. Z całej roty liczšcej stu ludzi tylko jeden zgłosił chęć pozostania, ale – chociaż urodzony w Wilnie – był to Rosjanin. Cała reszta, jak jeden mšż, zgłosiła chęć powrotu  do Polski, chociaż wielu miało jeszcze rodziny na WileńszczyŸnie. Ale ogarnšł wszystkich jeden przemożny impuls: jak najdalej od tej przeklętej ziemi!  Każdy wolał jechać na œlepo, w nieznane, byle tylko nie zostać w tym piekle, gdzie człowiek nie był człowiekiem. Był albo katem – oprawcš, albo ofiarš skazanš na beznadziejnoœć.

 Nazajutrz rano maszerujemy pełni najlepszej nadziei do tego Sierebriakowa. Tam do nas dołšczajš ci, którzy z różnych względów już tam przebywali, a potem     na wagony! [...]. Nareszcie do tej wymarzonej, wyœnionej, wytęsknionej Polski!                     Jakš  jš znajdziemy?– Nikt nie wie i nikt  nie zaprzšta sobie tym głowy. Ważna          jest ta jedna myœl: jedziemy!

W wielu wspomnieniach można znaleŸć ciekawe opisy krótkiego pobytu w Moskwie, przez którš wieziono do następnego punktu postoju w Kirowie. Tu trzeba było spędzić drugie już Œwięta Bożego Narodzenia na wygnaniu. Były one już prawie radosne, bo mimo pewnej zwłoki wszyscy wierzyli w rychły powrót do normalnych warunków życia. Nastšpiło przemundurowanie w angielskie sorty i ostatni etap powrotu przez Brzeœć nad Bugiem – jako nowej stacji granicznej między Polskš i ZSRR.

 

***

Zaraz po przekroczeniu polsko-sowieckiej granicy pocišg na chwilę się zatrzymał i tu opuœciła nas sowiecka kadra. A tak się cieszyli, że pojadš             z nami do Polski, która mimo ogromnych zniszczeń wojennych była uznawano jednak za obszar względnie ustabilizowany, o wyższym poziomie życia. Pierwszš polskš stacjš był Terespol. Ze wzruszeniem ujrzeliœmy polskich kolejarzy, stare przedwojenne, granatowe kolejarskie rogatywki                z małymi orzełkami. Wagony zostały otwarte przez polskich żołnierzy.  Był to – jak się okazało – nowy konwój Służb Bezpieczeństwa. Rzuciliœmy się im                       na przywitanie. Zasypywaliœmy ich różnymi pytaniami, bo byliœmy ciekawi, co się dzieje w kraju. Przyjmowali to z pewnš rezerwę, nie zdawaliœmy sobie bowiem sprawy, że oni pełniš „służbę”. I tak dotarliœmy do Białej Podlaski – był to dla nas pamiętny dzień 1 stycznia 1946 roku.

Nazajutrz kazano nam zgłosić się na posiłek do Państwowego Urzędu Repatriacyjnego oraz do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego po zaœwiadczenia o zwolnieniu. Było nas parę tysięcy*, jednakowo umundurowanych. Nic więc dziwnego, ze zwróciliœmy uwagę mieszkańców Białej Podlaski, którzy dowiedziawszy się, kim jesteœmy, spontanicznie organizowali nam pomoc – przede wszystkim wyżywienie i goœcinę w prywatnych domach. Większoœć       z nas musiała jednak nocować w wagonach. Do końca życia pozostanš niezapomniane te pierwsze chwile spędzone na polskiej ziemi, serdecznoœć mieszkańców Białej Podlaski, dzielšcych się wszystkim, co mieli.

         Dniem szczególnym była niedziela 13 stycznia, kiedy wszyscy, w zwar­tych szeregach, z pieœniš na ustach udaliœmy się do koœcioła. Półtora roku po pamiętnej mszy w Miednikach byliœmy znowu na mszy œw. Ten chłodny, zimowy dzień był tak radosny i szczęœliwy i dla nas i dla nich jakby wybuchła nagła wiosna. Poczuliœmy, że rozpoczšł się nowy etap w naszym życiu, chociaż większoœć nie znała jeszcze miejsc pobytu swoich rodzin. Nieliczni tylko wiedzieli, gdzie szukać swoich. Wydawanie zaœwiad­czeń i biletów kredytowych na przejazd do wskazywanego miejsca dokony­wało się w błyskawicznym tempie. Władzom chodziło o rozładowanie tego dużego skupiska przeważnie młodych ludzi, których należało jak najszybciej rozproszyć po kraju.

         Charakterystyczny ubiór, angielskie wojskowe płaszcze – to długo potem pozwalało nam się rozpoznawać. Już w Warszawie spotykaliœmy się bardzo często. Udzielaliœmy sobie wtedy nawzajem informacji, najczęœciej                  o tym, gdzie można dostać coœ do zjedzenia. Kršżyliœmy od stołówki                 do stołówki i kiedy nie byliœmy już w stanie konsumować serwowanych smakowitych, gęstych zup, ukradkiem chowaliœmy do naszych toreb chleb,       w obawie, że jutro może go nam zabraknšć. Był to swoisty „syndrom  poobozowy”. Ludzie byli  bardzo życzliwi, współczuto nam i cieszono się             z naszego powrotu. Jedynie w Poznaniu jakby mniej interesowano się nami. Miasto nie było dotknięte większymi zniszczeniami, wyglšdało prawie normalnie. Tu spotkałem grupę naszych z I batalionu. Byli nieco „podocho­ceni”. Pamiętam, że jeden z nich œlubował, tam  w lesie, że jeżeli uda mu się wrócić do kraju, zostanie pełnym abstynentem. Pomyœlałem nawet, że człowiek tak szybko zapomina o swoich przyrzeczeniach.

W końcu każdy z nas znalazł swoje miejsce w nowej rzeczywistoœci, obejmujšc na przykład opuszczone gospodarstwa na Ziemiach Odzyskanych. Większoœć, szczególnie młodszych, kontynuowała przerwanš naukę. Wielu ukończyło studia wyższe, niektórzy poœwięcili się pracy akademickiej. Dzisiaj trudno już przeœledzić losy ludzi, którzy zwišzani byli z tš kartš naszej historii. Wielu już nie żyje, a najmłodsi dożywajš osiemdziesištki. Niedługo więc zabraknie bezpoœrednich œwiadków tamtych wydarzeń. Z tym większym poczuciem obowišzku podjšłem się tego opracowania, chociaż zdaję sobie sprawę z jego niedoskonałoœci.

          

Biała Podlaska, styczeń 1945 r.
 Heniek i Wacek Dziekciariewicz,  J.Bohdanowicz 
z dziewczętami – uczennicami gimnazjum*

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Janusz Bohdanowicz z dziewczętami, które przygarnęły go na kwaterę

 

      Biała Podlaska. Bolesław Borucki (z prawej strony) – żołnierz

      13 Brygady „Nietoperza”. Na sowieckich „uszankach” polskie

                             orzełki, bluza i płaszcz – angielskie

 

 

Kraków, kwiecień 1946 r. Grupa naszych chłopców w angielskich                       

płaszczach,  ale już w polskich „polówkach”

 

Remigiusz Szczęsnowicz – ur. 02.01.1923 r. w Piotrkowie Trybunalskim, żołnierz I Brygady „Juranda” AK,
ps. „Remwicz”

 

        Ojciec, uczestnik wojny 1920 r., ranny w bitwie pod Kijowem, był urzęd­ni­kiem skar­bowym w Stołpcach, a od 1928 r. w Wilnie.

Remigiusz był uczniem Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie. W czasie okupacji kontynuuje naukę, do matury w III polskim gimnazjum. Od 1942 r. uczestniczy w działalnoœci konspiracyjnej. Więziony przez litewskš Saugumę, wywieziony do Nie­miec, skšd w 1944 r. ucieka i trafia do I Brygady AK „Juranda”, bierze udział w ostatniej operacji pod Krawczunami (operacja „Ostra Brama”). Po rozbrojeniu dzieli losy więk­szo­œci żołnierzy AK Okręgu Wileńskiego: Miedniki – Kaługa – podmoskie­wskie lasy. Po powrocie do kraju tworzš – z Henrykiem Czyżem, Bernardem Ładyszem, Leonem Janowiczem – Zespół Artystyczny Żołnierzy Repatriantów „Kaługa”, którego działalnoœć była krótka. Wydane przez Wydział Kultury oficjalne zezwolenie zostało szybko cofnięte przez Urzšd Kontroli Publikacji i Widowisk. Pozostał jednak historyczny plakat zapowiadajšcy tę imprezę, wyrosłš z kulturalnej działalnoœci naszych żołnierzy zesłanych do Kaługi.

Dalsze losy Remigiusza przebiegały jednak w powišzaniu z instytu­cjami zajmujšcymi się kulturš. A więc: praca w Wydz. Kultury St.RN Warszawy,  ZAIKS, Dom Kultury na Targówku, dziennikarstwo w „Sztandarze Młodych”, a następnie w Agencji Informacyjnej API i Agencji Robotniczej; jako kores­pondent AR i Interpressu w Moskwie. Od 1983 r. na emeryturze.

Jego wspomnienia pt.  Kaługa znaczy łagier zostały wydane w ramach Biblioteki Wileńskich Rozmaitoœci (Bydgoszcz 2002).

Plakat informujšcy mieszkańców Warszawy o występie Zespołu Artystycznego
Żołnierzy Repatriantów „Kaługa” w dniach 2 i 3 lutego 1946 r.

 

 

 

 

 

 

 

Posłowie

 

W czasie zbierania materiałów spotkałem się z głosami kwestionu­jšcymi okreœlanie naszej jednostki jako jednostki wojskowej. Jednym z takich głosów jest list mego przyjaciela Janusza Bohdanowicza z Gdańska, który przytaczam w całoœci:

 

Gdańsk 1.02.2001 r.

Czołem.

List Twój z załšcznikami otrzymałem. Dziękuję.

Janusz! Przesyłam Ci trochę materiałów do wykorzystania. Sam zdecyduj, czy będš potrzebne. Ponieważ coraz bardziej trudno mnie z pisaniem                  i czytaniem, nie będę mógł nic więcej do tych papieruchów dodać. Posiadam jeszcze dużo zdjęć kolegów z różnych batalionów  z lasu, ale nie wiem,            czy to sš ważne dokumenty.

Ja natomiast mam drobne zastrzeżenia co do koncepcji przedstawionej przez Ciebie w piœmie o tej całej sprawie. Mnie nie odpowiada obecnie koncepcja przedstawiania Kaługi tak jak obozów leœnych, w formule wojska, którego – jak odbieram – byliœmy żołnierzami. Ja nigdy nie czułem się obywatelem ZSRR, nigdy nie składałem przysięgi wojskowej wojsk ZSRR i dlatego bliższa dla mnie byłaby koncepcja demaskujšca kłamstwa polityczne propagowane przez władze sowieckie jak i PRL-owskie. Faktycznie nigdy nie byliœmy armiš sojuszniczš, ponieważ między ZSRR a Rzeczypospolitš Polskš nie było w tamtym okresie żadnych stosunków dyplomatycznych. Według panujšcej wówczas opinii byli oni sojusznikami naszych sprzymierzeńców i tak powinno pozostać.

Cała otoczka naszej katorżniczej służby była i pozostanie tylko kłamstwem politycznym, z którym należałoby skończyć. Dlatego opisanie całej gehenny naszego pobytu na nieludzkiej ziemi wymaga opisania tego z udoku­mentowaniem, ale jako pobytu karnego za oœmielenie się na działania dšżšce do niepodległego  i niezawisłego bytu Państwa Polskiego.

Wszystkie nazwy i okreœlenia dotyczšce nomenklatury wojskowej podawałbym w cudzysłowie. Janusz, Ty piszesz i Ty wybierasz, tak koncepcję jak i formę. Ja oœmieliłem się podać Ci tylko swoje zdanie. To opracowanie, którego kopię przesyłam, otrzymałem od kogoœ, dzisiaj nie pamiętam              od kogo. Powinno Tobie się przydać. Kiedyœ Kolega z mojej Brygady próbował coœ pisać o Kałudze, potem poważnie zachorował i nie wiem, czy coœ z tego wyszło. Jeżeli chcesz  z nim nawišzać kontakt, to podam jego adres. Wiem, że Kolega Żyndul z Łodzi również zbierał materiały o naszym pobycie w ZSRR. Może   on coœ mógłby uzupełnić.

Z poważaniem i życzeniami sukcesu.

Załšczniki:

Kserokopie fotografii szt. 5

Kserokopie szkiców dotyczšce tego tematu szt. 5

Kserokopia opracowania nieznanego autora str. 18

 

 

To prawda, że większy czasokres naszego pobytu w Rosji przypadał           na ciężkš, katorżniczš pracę, nie różnišcš się zasadniczo od warunków pracy w sowieckich łagrach. Podobnym nadużyciem, nie mieszczšcym się                 w zasadach prawa międzynarodowego i zwykłej, zdrowej logiki było traktowanie mieszkańców dawnych Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej jako obywateli sowieckich. Narzucona nam forma jednostki wojskowej obcej nam ideologii – to jeden z chwytów systemu komunistycznego, rzšdzšcego się swoistymi prawami, nie notowanymi w normalnym cywilizowanym œwiecie.

Patriotyczna postawa, odwaga i konsekwencja w podkreœlaniu               na każdym kroku naszej przynależnoœci narodowej i państwowej  zasługujš wszakże  na specjalne uznanie i pamięć historycznš. Stšd zamierzeniem autora było jak najrzetelniejsze przedstawienie tego epizodu historii wileńskiej i nowogródzkiej Armii Krajowej i dlatego autor nie mógł pominšć tych realiów, które œwiadczš o tym, że sowieci traktowali nas jako jednostkę wojskowš. Jak inaczej wytłumaczyć to, że od  chwili przywiezienia nas           do Kaługi zostaliœmy wtłoczeni w strukturę wojskowš pułku, z obsadš  sowieckiej kadry oficerskiej i podoficerskiej, która opuœciła nas dopiero            w drodze powrotnej, na granicy w Terespolu, że zmuszano nas do zachowania takich zewnętrznych atrybutów sowieckiego wojska, jak: umundurowanie, gwiazdki na nakryciach głowy, naramienniki, musztra wojskowa itp.,                     że obowišzywała nas III kategoria norm wyżywienia (wojsk poza frontem),  że umożliwiano nam korespondencję pocztš polowš (nr 36990),                         a w szczególnych przypadkach mogliœmy korzystać ze szpitala wojskowego.

     Te atrybuty nie przysługiwały przecież obozom pracy przymusowej.                       Aby zachować pełnš prawdę, nie możemy więc zmieniać kwalifikacji naszego statusu, chociaż nie znamy powodów, dla których w ten sposób nas potraktowano. Być może kiedyœ poznamy całš prawdę, o ile taka dokumentacja pozostała w archiwach sowieckich. Podkreœlić wypada,              że szczegółowy przeglšd zasobu Centralnego Archiwum Wojskowego             w Warszawie nie wykazał naszej jednostki w wykazie obozów jenieckich, internowanych, batalionów roboczych i innych zesłań przymusowych Polaków – w odróżnieniu od obozu internowania polskich oficerów Armii Krajowej w Riazaniu, który w tym wykazie znajduje  swoje miejsce. Jedynym dokumentem w tych zasobach, bezpoœrednio zwišzanym z omawianym problemem,  jest Sprawozdanie operacyjne 86 pułku pogr. na tyłach 3 Frontu Białoruskiego, zwalczajšcego podziemie w rej. Wilna w okresie                    od 17-26.07.1944 r.

Używanie wobec nas okreœlenia „żołnierze” nie jest naruszeniem prawdy. Nasz los wynikał z decyzji podjęcia walki zbrojnej z niemieckim okupantem. Żołnierzami polskimi byliœmy do końca, nawet w czasie przymusowej pracy w lesie. Dlatego na okładce ksišżki – na tle mapki               z Kaługš i obszarem naszej niewolniczej pracy – zamieœciłem polskiego żołnierskiego orzełka, ale i pięcioramiennš sowieckš gwiazdkę jako symbol zniewolenia  i narzucenia nam  obcej przemocy. Uważam, że ta z całš pewnoœciš mniej znana karta dziejów II wojny œwiatowej powinna być                  na stałe wpisana w historię wojska polskiego.

 

 

 

 

 

 



44 W.Walukiewicz, List do Okręgu Wileńskiego ŒZŻAK, „Pamiętnik Okręgu Wileńskiego  AK”,     Bydgoszcz 2000, nr 13.

45 Z.Czernik, Widać koniec ..., „Wiano. Trybuna Akowców Wileńskich”, Wilno – ŁódŸ  2000, nr 6.

* W Archiwum Państwowym w Lublinie w zespole akt P.R.U. (sygn. 142) pod poz. nr 3 wymieniony jest transport z Kaługi, liczšcy 2.900 repatriantów, przybyłych 11.01.1946 r.                 do Białej Podlaski.

Dr Dariusz Rogut podaje liczbę 3.119 żołnierzy AK przybyłych w styczniu 1946 r. do Białej Podlaskiej – w artykule Polsko-sowieckie rozmowy dyplomatyczne w sprawie zwalniania z obozów Polaków i obywateli polskich z Wileńszczyzny (1945-1948)  [w:] Polska i jej wschodni sšsiedzi w XX wieku. Studia i materiały ofiarowane prof. dr. hab. Michałowi Gnatowskiemu w 70-lecie urodzin, pod red. nauk. H. Konopki i D. Boćkowskiego, Białystok 2004, s. 438.

* Zdjęcia na str. 205-206 ze zbiorów J. Bohdanowicza.